Święto Fajki 2008. Relacja bardzo osobista.

Święto Fajki 2008. Relacja bardzo osobista.

Siadając do pisania tej relacji długo zastanawiałem się od czego zacząć. Pierwszy raz brałem udział w Święcie Fajki (pobyt na zeszłorocznym musiałem niestety odwołać kilka dni przed imprezą), a wrażenia które po sobie pozostawiło były tak niesamowite (spodziewałem się, że będzie fajnie ale nie spodziewałem się że aż tak fajnie), że na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Zacznę więc od początku. 

 

Sobota 28 czerwca. Fajowe Święto Bróg.

Krótko po 13 pociąg którym jechaliśmy z żoną wtoczył się do Przemyśla. Bezpośrednio z dworca udaliśmy się do hotelu gdzie miesiąc wcześniej zarezerwowałem pokój (nazwy nie podam aby nie być posądzonym o kryptoreklamę 😉 ) gdzie Miła pani recepcjonistka stwierdziła z rozbrajającą szczerością – Jak nazwisko?.. Nie widzę takiej rezerwacji??. Ręce nam opadły, ale na szczęście hotel był w miarę pusty więc bez problemu dostaliśmy pokój. Szybkie (wszak o 15 zaczyna się Fajowe Święto Bróg) rozpakowywanie, przygotowywanie fajek, tytoni i wychodzimy. Pytamy w recepcji jak najprościej dojechać autobusem do Ostrowa (mieści się tam nowa siedziba firmy Bróg – miejsce Fajowego Święta) i słyszę  – yyy? najlepiej chyba PKS-em? – pewnie mieli na myśli Ostrów Wielkopolski. Nie pytając już o nic więcej wyszliśmy na miasto z zamiarem szybkiego rekonesansu po centrum Miasta. Kilka zdjęć przy pomniku fajce – ławeczce pod Muzeum Dzwonów i Fajek, spacerek po Rynku i udaliśmy się na poszukiwanie przystanku autobusowego z którego moglibyśmy pojechać do Ostrowa. Po znalezieniu odpowiedniego – rozterka – najbliższy autobus w kierunku Brógowego Święta za około dwie godziny. Bez chwili zastanowienia skierowaliśmy się więc ku niedalekiemu postojowi taksówek. Zapakowaliśmy się i jedziemy. Po kilku, może kilkunastu minutach zajeżdżamy na podwórko Pracowni fajek Bróg – ale to chyba nie tu?.. Okazało się że taksówkarz zawiózł nas do domu Zbyszka Bednarczyka zamiast do nowej siedziby jego firmy. Ponieważ orientowałem się nieco w którym kierunku musimy się udać podałem kierowcy azymut i jedziemy dalej. Po kawałku takiej jazdy „na azymut” stwierdziliśmy, że chyba wysiądziemy i poszukamy Fajowego Święta na piechotę, bo kierowca nie miał pojęcia gdzie i czy dobrze jedziemy. Już mieliśmy wysiadać z taksówki kiedy zatrzymał się za nami (droga była wąska) samochód, a w nim Prezydent Przemyskiego Klubu Fajki – Henryk Worobiec z żoną. Tak więc zostaliśmy uratowani przez samego Prezydenta PFK, który pokazał taksówkarzowi gdzie jechać, swoją drogą okazało się że siedziba firmy Bróg była za rogiem. Tak więc udało mam się trafić na Fajowe Święto punktualnie o 15. Z lekką tremą weszliśmy na podwórko, gdzie świętowało przy ustawionych na tarasie stołach już kilkanaście osób. Podeszliśmy do gospodarza – Zbyszka Bednarczyka – który powitał nas w taki przesympatyczny, miły i spontaniczny sposób jakbyśmy znali się od lat. Po takim przywitaniu trema całkowicie nas opuściła, przywitaliśmy się z obecnymi, wpisaliśmy się do księgi gości i usadowiliśmy się na wolnych miejscach. I tak zaczęło się nasze (i nie tylko) Fajowe Święto Bróg. Działo się tyle, że można by napisać książkę, więc opiszę w wielkim skrócie. Na początek odbyła się loteria i charytatywna licytacja fantów, które przynieśli ze sobą uczestnicy. Licytację prowadził sam gospodarz i czynił to tak wesoło i skutecznie, że licytowane przedmioty rozchodziły się jak świeże bułeczki. A czego tam nie było – fajkowe książki i katalogi, fajkowe (i nie tylko) trunki, cygara, koszulki, lampa solna, pistolet i wiele, wiele innych przedmiotów, wśród których nie zabrakło oczywiście fajek – była piękna, oryginalna walatówka, piękna fajka mistrza Worobca i ciekawa fajka wykonana własnoręcznie przez jednego z kolegów – uczestników Święta, który przekazał ją na licytację. Nie udało mi się niestety osobiście nic wylicytować, choć walczyłem o licytowane fajeczki… Podczas całej licytacji uciechy i zabawy było co niemiara, a szczęśliwi zwycięzcy nie kryli swojego zadowolenia.

Fajowe Święto Bróg - licytacja

Po licytacji odbył się charytatywny turniej wolnego palenia fajki. Jako że jeszcze nie brałem udziału w takim przedsięwzięciu , postanowiłem spróbować swoich sił. Do turnieju zgłosiło się kilkadziesiąt osób, każdy zgodnie z zasadami otrzymał fajkę – ładny dębowy bent army firmy Bróg, ubijak, kartkę papieru, dwie zapałki i 3 gramy tytoniu. Szczęśliwym trafem usiadłem naprzeciwko Jacka Schmidta (autora książki m.in. „Turniej Fajkowy”) mogłem więc podglądać na żywo co Jacek opisywał dokładnie w książce. Paliłem gdzieś ok. 30 min., co jak na pierwszy raz nie jest chyba źle. Zwycięzcą został Jerzy Grodek z DAN PIPE CLUB WRIEZEN.

Fajowe Święto Bróg - turniej charytatywny Turniej charytatywny - gospodarz czuwa... ;-)

Rozochocony tym turniejowym fajczeniem podszedłem do Państwa Tadeusza i Celiny Polińskich, którzy przyjmowali rejestrację na niedzielny konkurs wolnego palenia fajki. Jak szaleć to szaleć, tym bardziej że konkursowy kalumet wielce mi się podobał. Tak na fajowym świętowaniu i fajkowych (i nie tylko) rozmowach, paleniu fajki i wychylaniu zupy chmielowej czas szybko mijał, poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, skosztowaliśmy wielu przysmaków, a smalec w pięciu smakach zrobił na nas takie wrażenie, że objadaliśmy się prawie bez opamiętania. Późnym wieczorem udało nam się w kilka osób namówić Zbyszka Bednarczyka aby pokazał nam pracownię. Z wielkim zaciekawieniem oglądaliśmy wnętrze firmy i słuchaliśmy wyjaśnień mistrza, a dyskusje kolegi Irka ze Zbyszkiem na temat ekonomiki produkcji fajek na długo zostaną w naszej pamięci ;-).

W firmie Zbyszka Bednarczyka

Ale wszystko co dobre szybko się kończy – czas nam było zbierać się do hotelu. Pożegnaliśmy się więc z gospodarzem i zamówioną taksówką ok. północy wróciliśmy do hotelu.

 

Niedziela 29 czerwca. Święto Fajki.

Po śniadaniu udaliśmy się na rynek gdzie umówiliśmy się ze znajomymi. Zgodnie z indiańską formułą tegorocznego Święta Fajki na rynku zaczęli się już pojawiać Indianie oraz tipi w których miał się odbyć turniej wolnego palenia fajki. Ponieważ do rozpoczęcia Święta Fajki mieliśmy trochę czasu, spacerkiem udaliśmy się na zwiedzanie okolicy – obejrzeliśmy zamek i park, weszliśmy do Muzeum Fajek i Dzwonów. Wróciliśmy na rynek w czasie kiedy powoli rozpoczynał się kiermasz fajek. Pierwszym odwiedzonym stoiskiem był stolik Państwa Tadeusza i Celiny Polińskich. Ilość i piękno pokazanych fajek powodowała zawrót głowy.

Fajki Tadeusza i Celiny Polińskich

Tyle śliczności w jednym miejscu i weź tu coś wybierz. Po długich chwilach wybierania, namysłów i miłych dyskusjach z Panem Tadeuszem i Panią Celiną, wybraliśmy z żoną fajkę która od razu wpadła nam w oko i najbardziej nam się podobała – piękna, duża, jasna, z pięknego klocka plateau z jasnym akrylowym ustnikiem który tworzył z wrzoścem idealna całość. Fajka pięknie prezentowała się w zamszowym czerwonym pudełku. Po krótkich negocjacjach wziąłem jeszcze (dla równego rachunku 😉 ) ładniutkiego bilardzika i obie fajki wylądowały w plecaku. Zakup ten na tyle niestety uszczuplił moje środki, że kolejne stoiska odwiedzałem już tylko w celach obserwacyjnych. Następny prezentował swoje wyroby Henryk Worobiec.

Fajki Henryka Worobca

Tu również długo nie można było oderwać oczu od pięknych fajek kusząco leżących w gustownych pudełkach, a niektóre okazy serii 500 powodowały u mnie przyspieszone bicie serca i zrozumiałą chęć trafienia szóstki w Lotto. Na kolejnym stanowisku rozłożył swoje fajki Zbyszek Bednarczyk. Większość z nich stanowiły freehandy mistrza. Część może uważana przez niektórych za kontrowersyjne, część tradycyjnych, ale wszystkie przepiękne i dopieszczone do perfekcji. Długo trzeba było mnie odciągać od tych ślicznotek, a gdyby nie posucha na koncie nie dałbym się odciągnąć bez zdobyczy, tym bardziej, że ceny niektórych były naprawdę niewygórowane.

Fajki Zbyszka Bednarczyka

Na stoisku firmy Bróg można było również nabyć pamiątkowe półfabrykaty fajek z gruszy, dębu, buka. Kolejnym odwiedzonym stoiskiem był stolik Zenona Palczewskiego – fajkarza z Ukrainy, z którym dzień wcześniej dyskutowaliśmy dużo na temat robionych przez niego fajek z osobliwego materiału – czereśni karpackiej.

Fajka Zenona Palczewskiego z czereśni karpackiej

Pan Zenon oferował kilka fajek z czereśni, które szybko znalazły nowych właścicieli, jednak większość oferowanych fajek była z tradycyjnego wrzośca. Po Palczewskim przyszła kolej na oglądanie oferty Bartłomieja Antoniewskiego. Znając dzieła mistrza ze zdjęć wiedziałem czego się spodziewać, ale kiedy ujrzałem je „na żywo” zaparło mi dech. Każda fajka to indywidualność, małe dzieło sztuki. Jednym słowem piękno.

Fajki Bartłomieja Antoniewskiego

Kolejny stolik – Ryszard Filar. Ładne solidne fajki, kilka perełek przyciągających oczy, można też było kupić pamiątkowy znaczek Święta Fajki 2008.

Fajki Ryszarda Filara

 

Na ostatnim odwiedzonym stoliku swoje wyroby prezentowali bracia Bednarczykowie – firma B&B. Większość oferty stanowiły proste fajki z gruszy, ale były również solidne fajki z wrzośca i dębu. Wśród wystawców zabrakło niestety Ryszarda Kuplińskiego i jego fajek. Szkoda, bo liczyłem że będę mógł pooglądać fajki z jego nieseryjnej produkcji. Nie widziałem również niestety Marka Parola i jego wielce interesujących glinianek.

Tak to na chodzeniu w kółko między stoiskami, oglądaniu fajek i psioczeniu na pusty portfel szybko minął czas i zbliżał się moment formowania Parady Fajkarzy. Krótko przed godz. 16 parada ruszyła – przeszliśmy z Rynku pod Muzeum Fajek i Dzwonów, gdzie rozpalono fajkę – pomnik oraz miejscy oficjele wraz z Prezydentem Przemyskiego Klubu Fajki Henrykiem Worobcem i Wodzem Indian wypalili fajkę pokoju. Później paradowaliśmy z powrotem na Rynek, gdzie na rozstawionej scenie rozpoczęła się część artystyczna Święta Fajki.

 

Parada szukuje się do wyjścia
Pod Muzeum Dzwonów i Fajek
Rozpalenie Pomnika Fajki

W oczekiwaniu na rozpoczęcie turnieju wolnego palenia fajki poszliśmy uzupełnić płyny bo upał zrobił się nieznośny. Chwilę przed 17 zwołano uczestników turnieju fajczarskiego. Uczestników przydzielono do poszczególnych tipi – ok. 7-8 osób do jednego namiotu. Wewnątrz tipi ustawione były drewniane klocki na których usadowiliśmy się. Każdy otrzymał fajkę konkursową – uroczy, jedyny w swoim rodzaju wrzoścowi kalumet wykonany w firmie Zbyszka Bednarczyka. Ponieważ w tipi nie było stołu, do rozdrobnienia tytoniu otrzymaliśmy papierowe tacki. Na sygnał rozpoczęcia wszyscy zabrali się za rozdrabnianie tytoniu, a na kolejny sygnał za zapalanie swoich kalumetów. Ręce trzęsły mi się z tremy bardziej niż w sobotę. W końcu to drugi turniej w życiu i od razu „Kolebka”. Ale udało mi się zapalić tytoń i rozpocząłem leniwe pykanie. Palenie kalumetu w tipi siedząc na drewnianym klocku w podobnym towarzystwie było jednorazowym i niezapomnianym przeżyciem.

Szykujemy się do turnieju

Mniej więcej po pół godzinie palenia zapchał mi się ustnik i tak zakończyłem swój udział w konkursie. Wyszedłem z tipi pozostawiając palących jeszcze towarzyszy i rozpoczęliśmy oczekiwanie na czasy najlepszych. Najlepszym okazał się, podobnie jak w sobotę, Jerzy Grodek z DAN PIPE CLUB WRIEZEN z czasem grubo ponad godzinę. Pan Jerzy pewnie paliłby jeszcze dłużej, gdyby co bardziej niecierpliwi nie zaczęli go poganiać kiedy od dłuższego czasu palił już w samotności 😉 Po zakończeniu turnieju w klubie „Niedźwiadek” odbyło się uroczyste spotkanie gdzie w przemiłej, wesołej i można by rzec rodzinnej atmosferze nastąpiło wręczenie nagród dla uczestników turnieju. Nagrody i dyplomy wręczali – Prezydent Przemyskiego Klubu Fajki Henryk Worobiec, oraz Zbigniew Bednarczyk i Bartłomiej Antoniewski.

Wręczenie pucharu zwycięzcy

W klubie Niedźwiadek spędziliśmy na rozmowach o fajkach, tytoniach i nie tylko, cały wieczór. I jakoś nikt nie narzekał, że w tym samym czasie w telewizji był finał mistrzostw Europy. No ale kiedyś trzeba było wrócić do hotelu, tak więc pożegnaliśmy się serdecznie z obecnymi i ok. 23 ściągnęliśmy do pokoju.

 

Poniedziałek, 30 czerwca.

O 9 zadzwonił budzik na śniadanie. Spakowaliśmy się i ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu do pociągu poszliśmy na ostatni spacer po Przemyślu. Z Rynku zniknęły już tipi i scena, a jedyne co przypominało wczorajszą imprezę to Święto-Fajkowe plakaty porozklejane w prawie każdej witrynie sklepowej. W południe byliśmy już w pociągu. W plecaku wracało z nami 5 nowych fajek, w głowach masa wspomnień.

Podsumowując krótko te dwa dni – bilety na pociąg 200 zł, hotel 300 zł, kowbojski kapelusz i koszulka od Przemyskiego Klubu Fajki 30 zł, fajki xxx zł ;-), spotkanie ze wspaniałymi ludźmi – bezcenne. Żałuję tylko kilku rzeczy – że tak szybko Święto się skończyło, że nie kupiłem całej masy fajek, że nie mogłem pojechać z PKF w poniedziałek w Bieszczady… To jednak wszystko można nadrobić, wszak następne Święto Fajki w Przemyślu już za rok! Ci którzy byli 28 i 29 czerwca w Przemyślu, podobnie jak ja wiedzą na pewno, że tu wrócą. Kto nie był, niech żałuje i niech przyjedzie za rok, ja będę na pewno!

 

Pozdrawiam Tomka i Zuzię z malutką Igą, Irka, Piotra i Beatę, Klepitko, Pawła z rodzicami i wszystkich innych wspaniałych i fajowych ludzi których poznałem. Dziękuję Zbyszkowi Bednarczykowi z rodziną, Henrykowi Worobcowi z Żoną, Państwu Polińskim i całemu Przemyskiemu Klubowi Fajki za gościnność, życzliwość i cierpliwość, oraz wspaniałą, przyjazną, rodzinną atmosferę, którą tak bardzo mogliśmy odczuć podczas tegorocznego Święta Fajki.